czwartek, 10 października 2013

SQUAT CHALLENGE

Drugi tydzień diety za mną.
Na efekty jeszcze za wcześnie, więc z opisywaniem rezultatów mojej walki z tłuszczykiem jeszcze przyjdzie czas.
Tymczasem, o ile z utrzymaniem właściwej diety (no, może dwa razy zjadłam kilka migdałów za dużo), tak z ćwiczeniami..ciężko, oj ciężko.
Na razie udaje mi się jedynie skakać codziennie 15-20 minut na skakance + robić ok. 40-50 brzuszków i ćwiczeń na nogi. Póki co, żadne wymyślne układy pilatesu czy nawet ćwiczenia z Chodakowską nie znajdują się w moim wieczornym zestawie ćwiczeń. Ba! Nawet nie mam ochoty na takie wygibasy. Co zrobić? Jakieś rady?
Wiem, że dieta do 70% sukcesu, a ćwiczenia 30%, ale bez nich nie da mi się osiągnąć wymarzonych rezultatów..Mimo to, za każdym razem gdy włączam "skalpel" chcę go od razu wyłączyć słysząc kolejne "dasz radę".
Dlatego współlokatorka podsunęła mi pomysł "wyzwania".
(Samo to słowo działa mobilizująco, prawda? )
Człowiek z natury lubi rywalizację. Ja postaram podołać walce z lenistwem i zaczynam: SQUAT CHALLENGE!
Wybrałam właśnie to wyzwanie, gdyż stan moich dolnych partii ciała w porównaniu do brzucha wypada zdecydowanie gorzej.
Na różnych portalach można znaleźć wiele przykładów wyzwań. Ja wybrałam poniższy zestaw:



Może ktoś podejmie ze mną wyzwanie? :)
Ciekawa jestem, czy przysiady przyniosą jakieś rezultaty.. Oczywiście nie zaprzestanę skakanki i mam nadzieję, że wkrótce zmobilizuję się do ostrzejszych ćwiczeń.
Pozdrawiam, Ka!